Mimo najwyższej katedry katolickiej na świecie Kolonii daleko do klimatu miejsca pobożnego. Wręcz przeciwnie, mieszkańcy słyną z sarkastycznego humoru i upodobania do dobrej zabawy. Jest to szczególnie widoczne podczas karnawału, obchodzonego w Kolonii bardzo hucznie. Każdego roku zaczyna się on 11 listopada, więc byliśmy w mieście kilka dni przed jego rozpoczęciem. Jednak i tak spacerując można było poczuć atmosferę dobrej zabawy.
Planując wyjazd do jakiegokolwiek miasta zawsze sprawdzamy, czy w pobliskich okolicach jest również coś wartego zobaczenia. Tak samo zrobiliśmy w przypadku Kolonii. I trzeba przyznać, że odkryliśmy wspaniałą "perełkę". Przepiękne pałace Augustusburg i Falkenlust w oddalonym o 10-minutową jazdę S-Bahnem miasteczku Brühl emanują swoim pięknem architektury baroku i rokoko oraz francuskimi i angielskimi parkami. No i ta przepiękna klatka schodowa...
W listopadzie w Polsce robi się już nieco chłodno na długie turystyczne wyjazdy, stąd tym większa chęć, żeby na parę dni uciec z kraju. Niekoniecznie muszą to być ciepłe kraje południa. My wybraliśmy się do Kolonii w zachodnich Niemczech, w której panowało przyjemne około 14 stopni Celsjusza w ciągu dnia. Jest to doskonałe miasto na weekendowy wypad. Wszystkie główne atrakcje znajdują się na tyle blisko, że spokojnie można w szybki sposób dostać się do nich pieszo. Oczywiście najważniejszą atrakcją, z którą związane jest miasto jest najwyższa katedra katolicka na świecie, Katedra św. Piotra i NMP, która mierzy aż 157 m. Ale Kolonia ma do zaoferowania znacznie więcej.
Po prawej stronie Szprewy rozciąga się teren Berlina Wschodniego, historycznej dzielnicy stolicy Niemiec. Po zakończeniu II Wojny Światowej aż po zburzenie Muru Berlińskiego w wyniku podzielenia miasta na czterech okupantów, teren ten przypadł w podziale Związkowi Radzieckiemu. W trzecim dniu naszego pobytu w Berlinie, spacerując po tej części miasta czuliśmy klimat komunistycznych czasów, podkreślany przez charakterystyczną szarą blokową architekturę. Oczywiście komuniści chcieli pokazywać światu swoją wyjątkowość - na tym terenie znajduje się obecnie czwarty co do wysokości budynek w Europie.
Zazwyczaj, gdy mowa o zwiedzaniu Poczdamu traktuje się go jako dodatek, wypad na kilka godzin z zatłoczonego Berlina. Sami spędziliśmy w nim ponad połowę dnia, a i tak czuliśmy niedosyt. Poczdam to królewskie miasto, w którym swoje posiadłości mieli władcy z rodziny Hohenzollernów. Wypełniony parkami, jeziorami, ogrodami oraz pałacami zachwyca swoim spokojem. Przez czas naszego pobytu w Poczdamie udało nam się zwiedzić większą część królewskiego kompleksu pałacowo-ogrodowego. Tak naprawdę żeby zobaczyć wszystko co miasto oferuje, wypadałoby spędzić tu kilka dni.
Kolejna ładna niedziela, dlatego nie mogliśmy siedzieć w domu. Jednak, ponieważ to już koniec lata dni niestety są coraz krótsze. Szukaliśmy ciekawej trasy na jeden dzień, lecz nie za długiej, żeby zdążyć zrealizować plan przed zachodem słońca. I tym sposobem naszym celem stały się pobliskie okolice Warszawy na zachód od stolicy. Wycieczka była bardzo zróżnicowana tematycznie. Dowiedzieliśmy się o trudnej do wspominania historii obozu przejściowego w Pruszkowie, "łyknęliśmy trochę kultury" słuchając koncertu chopinowskiego w Żelazowej Woli, żeby na sam koniec przenieść się do XIX-wiecznego ceglanego miasteczka fabrycznego w Żyrardowie.
Ostatnie dni sierpnia dla kończących studia jest gorącym okresem, ale raczej nie z powodu wysokiej temperatury powietrza. Jest to okres mozolnego pisania prac dyplomowych. Na szczęście my poradziliśmy sobie z tym całkiem szybko, dlatego w ostatnią niedzielę sierpnia nic nas nie trzymało w domu. Postanowiliśmy wyruszyć poza miasto. Plan gotowy był już od dawna, czekał tylko na realizację. Chcieliśmy, jak to się mówi, czegoś dla duszy i ciała :) I udało się! Odwiedziliśmy wielkiego mistrza fraszek z Czarnolasu, dowiedzieliśmy się skąd wzięła się nazwa zamku Krzyżtopór, szukaliśmy śladów Białej Damy w ruinach zamku w Chęcinach i spotkaliśmy najstarszego Bartka w Polsce.
Bardzo lubimy czerwiec. Z racji występowania w nim długiego weekendu zawsze można gdzieś pojechać na kilka dni. Szczególnie w taki słoneczny, jaki był w tym roku. Wystarczyło wziąć dzień urlopu (w przypadku Kamila), albo liczyć, że firma da wolne wszystkim swoim pracownikom (w przypadku Edyty) i już mamy cztery dni na wojaże. Dni te zaplanowane mieliśmy już od dawna. Kierunek Berlin, zahaczając również przy okazji o perełkę rokoko - Poczdam.
Podczas drugiego dnia naszej wycieczki po Łodzi mieliśmy zaplanowane wiele atrakcji. Przechadzając się coraz dłużej po uliczkach miasta zaczęliśmy dostrzegać, że Łódź naprawdę ma dużo do zaoferowania turyście. Ale turyście dociekliwemu, cierpliwemu, którego nie zrażają pojawiające się co jakiś czas budynki, które można określić mianem "zabytkowa ruina". Perełką tego dnia miała być ulica Piotrkowska, ale zwiedziliśmy też parę miejsc, o których w kontekście Łodzi w ogóle się nie mówi.
Na początku czerwca trafił się kolejny długi weekend i należało go dobrze wykorzystać :) Tym razem obraliśmy kierunek zachodni trafiając do Berlina oraz pobliskiemu mu Poczdamu. Kolejne państwo, kolejna stolica o bogatej i burzliwej historii. Spacerowaliśmy śladami muru berlińskiego, niedźwiedzi, "ampelmannów" oraz pałaców. Zanim jednak przedstawimy Wam, co udało nam się u naszych zachodnich sąsiadów zobaczyć, przedstawiamy kilka przydatnych (mamy nadzieję) informacji na początek.
Na początku maja mieliśmy zaplanowany koncert, który odbywał się w Łodzi. W mieście, które wśród większości Polaków nie cieszy się dobrą sławą. Łódź? - Przecież to miasto jest szare, brudne, nudne, nie ma co tam zwiedzać - często słyszeliśmy od naszych znajomych. Wykorzystując fakt przyjazdu na koncert postanowiliśmy trochę przedłużyć sobie weekend w tym mieście i na własnej skórze przekonać się o prawdziwości tego stereotypu.
Ostatni dzień majówki powitał nas piękną, słoneczną pogodą. Szkoda tylko, że był to również ostatni dzień naszego pobytu na Słowacji. No nic, tereny górzyste charakteryzują się zmienną pogodą, a przynajmniej tak sobie tłumaczyliśmy kapryśny klimat. Słońce prażyło, jakby na pożegnanie Słowacja chciała nam pokazać jaka jest urocza i zachęcić do jak najszybszego przyjazdu tutaj ponownie. Zanim jednak wróciliśmy do Polski chcieliśmy zobaczyć jeszcze dwie perełki wschodniej Słowacji. Tym razem miasta: Koszyce i Bardejów.
Drugiego dnia Słowacja powitała nas brakiem słońca, dużym zachmurzeniem i padającym deszczem. Trudno w tych warunkach było zrealizować nasz plan na ten dzień, czyli wędrówka Przełomem Hornadu. Stwierdziliśmy, że spacer po śliskich skałach i metalowych stopniach zwisających nad rzeką, trzymając się mokrego łańcucha, nie będzie należał do najprzyjemniejszych przeżyć. Nie chcieliśmy jednak siedzieć bezczynnie w pokoju. Na szczęście kraj naszych południowych sąsiadów jest bogaty w wiele ciekawych miejsc, dlatego szybko znaleźliśmy opcję zastępczą. Na tapecie wylądowały: Zamek Spiski, Spiska Kapituła, piękne miasto Lewocza o średniowiecznym klimacie oraz Tomaszowski Vyhlad.
W tym roku kalendarzowo majówka nie rozpieściła. Na odpoczynek można było przeznaczyć tylko trzy dni. Z tego względu na podróż szukaliśmy miejsca stosunkowo bliskiego, taniego (bo w kasie było trochę pustawo), ale też urokliwego, gdzie można cieszyć się początkiem prawdziwej ciepłej wiosny. Wybór padł na Słowację, a dokładnie na jej wschodnią część. Dość nietypowo wybraliśmy się tam samochodem. Trzeba jednak przyznać, że trasę, którą zaplanowaliśmy ciężko byłoby zrealizować posługując się wyłącznie komunikacją miejską.
Nasz ostatni przystanek na drodze do stolicy Wielkopolski obejmował znajdującą się niedaleko miejscowość Pobiedziska. Pewnie dla większości z Was nazwa tej miejscowości nie mówi nic i z niczym się nie kojarzy. Przyznajemy się bez bicia, że do sierpnia 2014 roku również nie grzeszyliśmy wiedzą o tym miejscu. Zmieniło się to jednak kiedy odkryliśmy, że możemy tam w jednym miejscu przejść pomiędzy najpiękniejszymi zabytkami Szlaku Piastowskiego i Wielkopolski.
W dłuższy weekend sierpnia 2014 roku wybraliśmy się w trzydniową wyprawę na Wielkopolskę. Chcieliśmy poznać trochę bliżej miejsca, które były kolebką naszego państwa. Poznań i Gniezno to oczywiście miasta must see. Jadąc z Warszawy nie mogliśmy pominąć również Kruszwicy - miejsca gdzie legendarnego władcę Popiela zjadły myszy.
Ryanair kolejny raz obniżył ceny biletów krajowych. To już
zaczynało być meczące. Może by tak w końcu z tego skorzystać? To może do Wrocławia?
Ale przecież byliśmy już we Wrocławiu i całkiem sporo tam widzieliśmy. To może coś w okolicy? Takie pytania kłębiły się w naszych głowach. Na jednym z blogów wpadł nam w oko opis trasy w
zachodnich Górach Stołowych z Kudowy Zdrój do Błędnych Skał.
Długość trasy akceptowalna (jak dla osób, które dawno nie chodziły po górach), wysokość na jaką trzeba się wspiąć odpowiednia, atrakcji
sporo. Długo się nie zastanawiając kupiliśmy bilety. Wylot z Modlina w piątek
po południu (trzeba było trochę urwać się z pracy), lot powrotny w niedzielę o 17.
Barri Gòtic, dzielnica w samym centrum miasta przypomina o wielkości średniowiecznej Barcelony. Pozostaje jednocześnie jedną z najbardziej tętniących życiem dzielnic miasta. Nazywana jest gotycką ze względu na piękne budowle z XIII, XIV i XV w. Faktycznie jest jednak starsza, o czym świadczą znajdujące się tu zabytki z czasów rzymskich. Na szczególną uwagę zasługują przede wszystkim fragmenty pierwszych murów miejskich. Z kolei druga z dzielnic - Ribera była jedną z najlepiej prosperujących dzielnic Barcelony od XIII do XVIII w. W średniowieczu stanowiła siedzibę kupców i rzemieślników. Dziś możemy poczuć ten klimat odwiedzając liczne targi, czy zagłębiając się wśród wąskich uliczek, gdzie ze wszystkich stron otaczają nas małe kawiarnie, cukiernie i sklepiki.
Kolejny dzień, kolejne atrakcje. Postanowiliśmy dokończyć zwiedzanie miasta szlakiem Ruta del Modernisme. Podekscytowanie było ogromne, ponieważ czekały nas największe perełki architektoniczne miasta. Parc Güell, Sagrada Família, Szpital św. Krzyża i Pawła to miejsca, których nie można przegapić. W każdym z nich spędziliśmy dużo czasu podziwiając najdrobniejsze detale.
Wzgórze Montjuïc wznosi się na wysokość ok. 180 m n.p.m. Ze strzegącą twierdzą na szczycie, jest najbliższą centrum dużą zieloną przestrzenią pełną parków i ogrodów, a także miejsc sportu i rekreacji. Nic dziwnego, że miejsce to nazywane jest często "zielonym płucem Barcelony". Oprócz wspaniałych widoków możemy również zwiedzać liczne muzea, które się tu znajdują. Pierwszym impulsem do urbanizacji tej części miasta była Wystawa Światowa w 1929 r. Drugim były przygotowania do XXV Letnich Igrzysk Olimpijskich, które odbyły się ponad 60 lat później. Zwiedzając Barcelonę byliśmy zdumieni, gdy okazało się, że większa część miasta została odrestaurowana na Wystawę Światową. Jak widać jest to doskonały przykład zabiegu, który ma na celu pokazanie przyjezdnym, jak wspaniałe jest dane miasto, co w przyszłości na pewno zaprocentuje zyskami z działalności turystycznej.
La Rambla, tętniący życiem i bogactwem kolorów pasaż, doskonale wyraża śródziemnomorski charakter miasta. Jeden z najsłynniejszych symboli Barcelony (usytuowana pomiędzy Barri Gòtic a Ravel) ciągnie się od Plaça de Catalunya do posągu Krzysztofa Kolumba, znajdującego się nad zatoką przy samym porcie. Rambla była pierwszym pasażem spacerowym Barcelony, gdzie barcelończycy mogli się spotkać i spacerować do woli, czego bardzo brakowało wśród ciasnych i wąskich uliczek Starego Miasta. Dzisiaj bulwar przez cały rok pełen jest turystów z różnych zakątków świata, którzy zatrzymują się przy stoiskach z pamiątkami, w knajpkach, straganach z kwiatami oraz owocami.
Naszą przygodę z Barceloną rozpoczęliśmy wczesnym rankiem po wymeldowaniu się z przejściowego hostelu. Czas do kolejnego check-in miło spędziliśmy zwiedzając okolice jednej z głównych alei miasta - Passeig de Gràcia. Szeroka arteria pełna jest eleganckich sklepów, kawiarni i restauracji z przytulnymi ogródkami. Udekorowana jest pięknymi latarnio-ławkami, których siedziska wykonane są z małych fragmentów ceramiki. Wokół Passeig de Gàcia, pomiędzy Carrer d'Aribau i Passeig de Sant Joan rozciąga się tzw. Złoty Kwadrat z najwspanialszymi budowlami secesyjnymi miasta. Możemy zobaczyć tu m.in. dzieła Gaudiego, Domènecha i Montanera oraz Puiga i Cadafalcha.
Barcelona - miasto bardzo popularne wśród turystów nie tylko z Polski czy Europy, ale również całego świata. Dla nas na pewno pozostanie miejscem szczególnym. To do stolicy Katalonii odbyliśmy nasz pierwszy lot samolotem (i stres z tym związany), poznaliśmy dość odmienną od naszej kulturę i jakby nie patrzeć byliśmy na drugim krańcu Europy :). Zanim jednak opiszemy naszą barcelońską przygodę, chcielibyśmy przedstawić Wam kilka cennych (mamy nadzieję) informacji, które przydadzą się każdemu zagubionemu turyście.