Jaskinia Vazecka i szlak Sucha Bela – zaczynamy podróż po wschodniej Słowacji
W tym roku kalendarzowo majówka nie rozpieściła. Na odpoczynek można było przeznaczyć tylko trzy dni. Z tego względu na podróż szukaliśmy miejsca stosunkowo bliskiego, taniego (bo w kasie było trochę pustawo), ale też urokliwego, gdzie można cieszyć się początkiem prawdziwej ciepłej wiosny. Wybór padł na Słowację, a dokładnie na jej wschodnią część. Dość nietypowo wybraliśmy się tam samochodem. Trzeba jednak przyznać, że trasę, którą zaplanowaliśmy ciężko byłoby zrealizować posługując się wyłącznie komunikacją miejską.
Na początek trzeba wspomnieć o przygotowaniach, szczególnie tych związanych z transportem. Słowackie przepisy ruchu drogowego, jak również kontrola ich przestrzegania przez lokalną policję wydają się być bardziej restrykcyjne od polskich. W samochodzie należy posiadać kamizelkę odblaskową, gaśnicę, apteczkę, zapasowe koło oraz zapasowe świece. Kamizelka musi znajdować się w środku samochodu, nie w bagażniku. Sprawdzane jest, czy kierowca może ją założyć bez wychodzenia z samochodu. Dodatkowo dozwolony limit posiadania alkoholu we krwi wynosi 0 promili, dlatego należy uważać nawet z jednym piwkiem. Samych radiowozów stojących na drodze również jest więcej niż w Polsce, a na pewno spotkamy je przy wjazdach na autostradę, gdzie policjanci obserwują, czy posiadamy specjalną, wykupioną winietę na korzystanie z krajowych autostrad. My zakupiliśmy winietę obowiązującą przez 10 dni - koszt 10 euro. Można ją nabyć na każdej stacji benzynowej. Autostradą można bardzo szybko przejechać cały kraj, choć jest ona jeszcze częściami niedokończona. Dla osób bardziej oszczędnych, równolegle do autostrady przechodzi zazwyczaj droga krajowa, oczywiście z dozwoloną mniejszą prędkością, z jaką należy po niej jechać. Nie był niespodzianką w takim razie fakt, że Słowacy jeżdżą znacznie bezpieczniej od Polaków oraz w dużej mierze przestrzegają przepisów, również tych o dozwolonych prędkościach. Podsumowując na słowackich drogach czuliśmy się znacznie bezpieczniej niż na polskich.
Naszą podróż rozpoczęliśmy już w czwartkowe popołudnie, kiedy po pracy wyruszyliśmy z Warszawy do Krakowa z darmowym noclegiem u rodziny. W piątek o 7.00 rano byliśmy już ponownie w samochodzie, aby na 11.00 zdążyć na pierwszą atrakcję naszego wyjazdu - Jaskinię Vazecką. Przy granicy powitały nas zaśnieżone piękne polskie Tatry:
O 10.00 byliśmy już na miejscu. Z dojazdem nie mieliśmy żadnych problemów. W miejscowości Važec od razu pojawiają się tablice pokazujące kierunek do lokalnej atrakcji. Słowackie jaskinie krasowe to jedne z wielu rzeczy, których zazdrościmy Słowakom. Do oficjalnego zwiedzania udostępnionych jest 12 jaskiń: z Demianowską Jaskinią Lodową oraz Demianowską Jaskinią Wolności na czele. Jednak w sumie doliczono ich tam aż 6200. Co nas bardzo zaskoczyło to fakt, że niektóre jaskinie do oficjalnego zwiedzania są otwierane dopiero od połowy maja (przede wszystkim te najpiękniejsze). Dlatego nasz wybór padł na Jaskinię Vazecką – mieliśmy ją po drodze oraz była otwarta. Warto również dodać, że obok jaskini znajduje się duży, żwirowy parking i to całkowicie za darmo. Szczegółowe informacje o słowackich jaskiniach możecie znaleźć na stronie.
Niestety w jaskiniach robienie zdjęć jest płatne (opłata wynosi od 7 do 10 euro). Jednak chowając się przed okiem przewodnika udało nam się uwiecznić na kilku zdjęciach piękne zjawiska krasowe, które tworzyły się tu przez kilka tysięcy lat:
Jaskinia Vazecka była też siedliskiem niedźwiedzi, których szczątki można oglądać obok wapiennych stalaktytów i stalagmitów.
Następnie wyruszyliśmy do miejsca noclegowego, żeby zostawić rzeczy i wreszcie ruszyć do głównego celu naszego wyjazdu, czyli Słowackiego Raju. Na miejsce wypadowe wybraliśmy Hrabusice – niewielką wieś, skąd idąc 20 min piechotą można dotrzeć do dwóch najczęściej uczęszczanych szlaków Słowackiego Raju: zielony na Suchą Belę oraz niebieski ciągnący się wzdłuż Przełomu Hornadu. Ogólnie cały Słowacki Raj otoczony jest małymi wioskami, w których praktycznie każdy dom udostępnia wolne pokoje turystom. Średnia cena: 8 euro za noc.
Na pierwszy dzień zaplanowaliśmy wejście na Suchą Belę. Słowacki Raj to miejsce bardzo popularne wśród Polaków, o czym świadczyła duża liczba polskich tablic rejestracyjnych na parkingu tuż przed wejściem na szlak. Za wejście do parku należy zapłacić 1,5 euro (co ciekawe parking kosztuje 2 euro, ale w godzinach wczesnorannych oraz późnych popołudniowych nikt nie stoi już przy bramkach i wtedy można zaparkować za darmo - taka zasada obowiązuje w większości miejsc wjazdowych do Słowackiego Raju). Według tabliczki wejście na szczyt zajmuje 2 godziny. Jak się potem okazało, organizatorzy trochę nie doszacowali tego czasu…
Szlak na Suchą Bele jest dość nietypowy. Przedzieramy się tutaj małą rzeką próbując dotrzeć do jej górnego biegu.
Początek szlaku wyglądał dość niepozornie. Lecz po chwili zaczęło robić się coraz ciekawiej. Na drodze czekały na nas kilkumetrowe, strome drabiny, po których należy się wspiąć, drewniane śliskie mosty oraz schody przykute do skały:
Widoki wokół były niesamowite. Piękna, dzika natura w czystej postaci. Problemem jest tylko to, że ciężko patrzeć w górę i podziwiać, ponieważ ciągle trzeba uważać pod nogi, żeby nie skręcić kostki, albo nie wpakować się w większy dołek z wodą.
Słyszeliśmy, że po tym szlaku chodzą też rodziny z małymi dziećmi!! Po drodze spotkaliśmy jednych rodziców ze swoimi pociechami (na oko po 5 lat), ale po dotarciu do pierwszych drabin już więcej ich nie widzieliśmy (słyszeliśmy tylko krzyki, płacz i rozpacz maluchów). Jeżeli ktoś jednak tego dokonał i przeszedł szlak z małymi dziećmi z chęcią przeczytamy, jak to zrobił. Nie chce nam się wierzyć, że poziom strachu małego dziecka jest nieograniczony. Wchodząc drabinkami na najbardziej strome odcinki szlaku, mając obok tylko łańcuch, a z drugiej strony niedużą, ale jednak przepaść, trzeba pamiętać, że jest to szlak jednokierunkowy. Dlatego jeśli już ktoś się na niego zdecyduje nie ma odwrotu :)
W końcu po 3 godzinach wędrowania dotarliśmy na szczyt. Niestety jest on całkiem zalesiony, dlatego na darmo można było szukać widoków, które zazwyczaj rozciągają się z góry. Tym samym szybko zaczęliśmy schodzenie bardzo przyjemnym żółtym, a następnie czerwonym szlakiem, które biegły wzdłuż żwirowanej drogi.
Trasa: szlak zielony - żółty - czerwony. Źródło: slovenskyraj |
W Podlesoku (miejscowości znajdującej się przy początku szlaku) spróbowaliśmy lokalnej kuchni. Tutejsze jedzenie nie jest zbyt zdrowe: składa się w większości z produktów mącznych, makaronów, białego sera oraz mięsa. Często dania są okraszone skwarkami (jedyna rzecz, której Kamil nie znosi). Tego dnia spróbowaliśmy pierogów z bryndzą. Dla Kamila smakowały one jak pierogi ruskie.
Na tym zakończyliśmy pierwszy dzień zwiedzania. Lekko przestraszona szlakiem na Suchą Belę Edyta zaczęła bać się jeszcze bardziej. Na kolejny dzień zaplanowany był kolejny flagowy szlak Słowackiego Raju – Przełom Hornadu.
Jaskinia Vazecka - godziny wejść: 1 luty - 31 maja i 1 września - 30 listopada 9.30, 11.00, 12.30, 14.00, 1 czerwca - 31 sierpnia o pełnych godzinach od 9.00 do 16.00, w pozostałe miesiące nieczynna; ceny biletów: normalny - 5 €, studenci - 4 €, dzieci 6-15 lat - 2,5 €.
Więcej informacji na stronie.
Słowacki Raj - park otwarty jest przez cały rok; ceny biletów na 1 dzień: normalny - 1,5 €, dzieci 6-15 lat - 0,5 €, dzieci (do 6. roku życia) - za darmo; ceny biletów na 3 dni: normalny - 1,5 €, dzieci 6-15 lat - 1 €, dzieci (do 6. roku życia) - za darmo.
0 komentarze