Ostatni dzień majówki powitał nas piękną, słoneczną pogodą. Szkoda tylko, że był to również ostatni dzień naszego pobytu na Słowacji. No nic, tereny górzyste charakteryzują się zmienną pogodą, a przynajmniej tak sobie tłumaczyliśmy kapryśny klimat. Słońce prażyło, jakby na pożegnanie Słowacja chciała nam pokazać jaka jest urocza i zachęcić do jak najszybszego przyjazdu tutaj ponownie. Zanim jednak wróciliśmy do Polski chcieliśmy zobaczyć jeszcze dwie perełki wschodniej Słowacji. Tym razem miasta: Koszyce i Bardejów.
Wczesna pobudka, śniadanie, pakowanie do samochodu i w drogę. O drodze chyba jeszcze nie pisaliśmy. A jest o czym, ponieważ na własnej skórze mogliśmy przekonać się o szeroko rozpowiadanych stereotypach, że polskie drogi są znacznie gorszej jakości niż słowackie. Wydaje nam się, że gdyby nasz Volkswagen Golf potrafił mówić zgodziłby się w stu procentach z powyższym stwierdzeniem. Nawet małe lokalne drogi wydają się jakby dopiero polane świeżym, równym asfaltem. Autostrada, którą z przerwami można przejechać cały kraj, jest drogową wizytówką kraju. Dodatkowo piękne widoki słowackich pagórków, obszernych żółtych pól rzepaku oraz średniowiecznych zamków umilają kierowcy podróż. Szkoda tylko, że Słowacja jest taka mała...
Jeszcze niedawno mankamentem jazdy po Słowacji było bardzo słabe oznakowanie informacyjne dróg. Szczególnie kłopotliwe było to w górzystym kraju. Jednak na dzień dzisiejszy problem ten został rozwiązany, czego dobrym dowodem może być fakt, że nie zgubiliśmy się ani razu podczas naszego wyjazdu :)
Po prawie dwóch godzinach jazdy byliśmy w Koszycach - w największym mieście wschodniej Słowacji, które pretendowało nawet do roli stolicy państwa. Ma ono kilkusetletnią historię, wypełnioną długimi okresami świetności. Co ciekawe, jest to pierwsze miasto w Europie, które otrzymało własny herb - a dokładnie w 1369 r. Przez wielu uważane za najpiękniejsze miasto w kraju, do czego przyczynia się niewątpliwie zabytkowe centrum. Koszycka starówka, która liczy 460 zabytkowych budowli jest największa na Słowacji. Została również w całości wpisana na listę UNESCO.
Niedziela, tak samo jak w Polsce, jest na Słowacji dniem darmowego parkowania w miastach. Zaparkowaliśmy auto na parkingu przy ulicy Kasárenské námestie i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta.
Tutaj mapka naszej trasy po Koszycach
Jak widać z mapy naszego spaceru po mieście byliśmy standardowymi turystami i zwiedziliśmy najważniejszy obszar wokół głównego rynku. Jednak jest tam tyle atrakcji, że mimo to spędziliśmy w Koszycach bite pół dnia.
Katedra św. Elżbiety została ukończona po stu latach budowy w 1508 r. W XIX wieku przeprowadzono generalny remont świątyni, którym kierował m.in. budowniczy gmachu parlamentu w Budapeszcie. W środku zwraca uwagę przede wszystkim gotycki ołtarz główny św. Elżbiety z postaciami Madonny z Dzieciątkiem i św. Elżbiety. Pod północną nawą znajduje się krypta, w której spoczywają prochy księcia Franciszka II Rakoczego sprowadzone do Koszyc z Turcji.
Ciekawy jest fakt, że sezon turystyczny na Słowacji zaczyna się dopiero po obchodach zakończenia II Wojny Światowej, kiedy to obowiązuje tutaj dzień wolny od pracy. Podczas majówki sporo miejsc jest jeszcze zamkniętych dla turystów, dlatego przed wyjazdem polecamy sprawdzić, czy miejsce, które chcecie zwiedzić jest dostępne. Tyczy się to szczególnie słowackich jaskini, jak również Muzeum Archeologicznego w Koszycach.
Atmosfera na starówce w Koszycach jest świetna. Dobra pogoda spowodowała, że zrobiło się gwarno, a liczne kramiki z pamiątkami i lokalnymi smakołykami, folklorystyczna muzyka i pięknie zadbane zabudowania powodowały, że w wyobraźni przechadzaliśmy się po mieście w czasach, gdy otrzymywało ono swój unikatowy wtedy herb. Pięknie, przyjemnie, klimatycznie.
Idąc dalej za katedrę napotykamy na śliczny park z fontannami, których woda pulsuje w rytm granej muzyki. W tle tworzącej się tęczy widnieje zabytkowy klasycystyczny teatr (po słowacku, jak i po czesku teatr tłumaczy się jako divadlo - bardzo obrazowe określenie :).
A to jeszcze nie koniec, bo idąc dalej ulicą Hlavną jest dalej magicznie:
Tutaj kończymy nasz spacer po Koszycach. Bardzo zaskoczyło nas to miasto. Przed przyjazdem nie spodziewaliśmy się, że jest ono tak zadbane i ma tyle do zaoferowania. A trzeba powiedzieć, że mało się w Polsce mówi o Koszycach, porównując do rozgłosu Bratysławy. W stolicy Słowacji jeszcze nie byliśmy, ale wydaje nam się, że takiego klimatu jaki spotkaliśmy tutaj nie może ona zaoferować.
Na pożegnanie z miastem zajrzeliśmy do TESCO, gdzie zakupiliśmy słowackie piwa: Zlatý Bažant, Staropramen czy Smädný mních (ceny szokowały - niezłe piwo można tu kupić już za 0,75 euro). Na Słowacji jest naprawdę tanio, dlatego nie ograniczaliśmy się w zakupach. Dokupiliśmy do tego słynne wafelki Fidorki i Studentską czekoladę (po dokładnym zbadaniu okazało się, że czekolada Studentska, jak i Fidorki są ta naprawdę wytworem producentów pochodzących z Czech - do tej pory nie byliśmy tego tak do końca pewni).
Wczesna pobudka, śniadanie, pakowanie do samochodu i w drogę. O drodze chyba jeszcze nie pisaliśmy. A jest o czym, ponieważ na własnej skórze mogliśmy przekonać się o szeroko rozpowiadanych stereotypach, że polskie drogi są znacznie gorszej jakości niż słowackie. Wydaje nam się, że gdyby nasz Volkswagen Golf potrafił mówić zgodziłby się w stu procentach z powyższym stwierdzeniem. Nawet małe lokalne drogi wydają się jakby dopiero polane świeżym, równym asfaltem. Autostrada, którą z przerwami można przejechać cały kraj, jest drogową wizytówką kraju. Dodatkowo piękne widoki słowackich pagórków, obszernych żółtych pól rzepaku oraz średniowiecznych zamków umilają kierowcy podróż. Szkoda tylko, że Słowacja jest taka mała...
Jeszcze niedawno mankamentem jazdy po Słowacji było bardzo słabe oznakowanie informacyjne dróg. Szczególnie kłopotliwe było to w górzystym kraju. Jednak na dzień dzisiejszy problem ten został rozwiązany, czego dobrym dowodem może być fakt, że nie zgubiliśmy się ani razu podczas naszego wyjazdu :)
Po prawie dwóch godzinach jazdy byliśmy w Koszycach - w największym mieście wschodniej Słowacji, które pretendowało nawet do roli stolicy państwa. Ma ono kilkusetletnią historię, wypełnioną długimi okresami świetności. Co ciekawe, jest to pierwsze miasto w Europie, które otrzymało własny herb - a dokładnie w 1369 r. Przez wielu uważane za najpiękniejsze miasto w kraju, do czego przyczynia się niewątpliwie zabytkowe centrum. Koszycka starówka, która liczy 460 zabytkowych budowli jest największa na Słowacji. Została również w całości wpisana na listę UNESCO.
Niedziela, tak samo jak w Polsce, jest na Słowacji dniem darmowego parkowania w miastach. Zaparkowaliśmy auto na parkingu przy ulicy Kasárenské námestie i ruszyliśmy na zwiedzanie miasta.
Tutaj mapka naszej trasy po Koszycach
Jak widać z mapy naszego spaceru po mieście byliśmy standardowymi turystami i zwiedziliśmy najważniejszy obszar wokół głównego rynku. Jednak jest tam tyle atrakcji, że mimo to spędziliśmy w Koszycach bite pół dnia.
Herb miasta (3) |
Dom Jakuba (1) |
Odpowiednikiem polskiej ulicy Głównej jest na Słowacji ulica Hlavna, którą można znaleźć w większości tamtejszych miast. W Koszycach przecina ona miejską starówkę z południa na północ. To chyba najpiękniejsza i jedna z najdłuższych promenad na Słowacji. Na jej południowym odcinku kilka wejść prowadzi pod ziemię, do skansenu archeologicznego, gdzie można obejrzeć pozostałości średniowiecznych fortyfikacji i systemu kanalizacji miejskiej. W miejscu, gdzie rozszerza się w wrzecionowaty rynek góruje niesamowita, kolosalna gotycka katedra św. Elżbiety. Po stronie północnej środkiem ulicy płynie potok. To pamiątka po średniowiecznym cieku, opływającym dawniej katedrę z dwóch stron.
Katedra św. Elżbiety została ukończona po stu latach budowy w 1508 r. W XIX wieku przeprowadzono generalny remont świątyni, którym kierował m.in. budowniczy gmachu parlamentu w Budapeszcie. W środku zwraca uwagę przede wszystkim gotycki ołtarz główny św. Elżbiety z postaciami Madonny z Dzieciątkiem i św. Elżbiety. Pod północną nawą znajduje się krypta, w której spoczywają prochy księcia Franciszka II Rakoczego sprowadzone do Koszyc z Turcji.
Ciekawy jest fakt, że sezon turystyczny na Słowacji zaczyna się dopiero po obchodach zakończenia II Wojny Światowej, kiedy to obowiązuje tutaj dzień wolny od pracy. Podczas majówki sporo miejsc jest jeszcze zamkniętych dla turystów, dlatego przed wyjazdem polecamy sprawdzić, czy miejsce, które chcecie zwiedzić jest dostępne. Tyczy się to szczególnie słowackich jaskini, jak również Muzeum Archeologicznego w Koszycach.
Atmosfera na starówce w Koszycach jest świetna. Dobra pogoda spowodowała, że zrobiło się gwarno, a liczne kramiki z pamiątkami i lokalnymi smakołykami, folklorystyczna muzyka i pięknie zadbane zabudowania powodowały, że w wyobraźni przechadzaliśmy się po mieście w czasach, gdy otrzymywało ono swój unikatowy wtedy herb. Pięknie, przyjemnie, klimatycznie.
Idąc dalej za katedrę napotykamy na śliczny park z fontannami, których woda pulsuje w rytm granej muzyki. W tle tworzącej się tęczy widnieje zabytkowy klasycystyczny teatr (po słowacku, jak i po czesku teatr tłumaczy się jako divadlo - bardzo obrazowe określenie :).
Park z grającą fontanną (9) oraz Teatr Państwowy w tle (10) |
Teatr Państwowy w całej okazałości (10) |
A to jeszcze nie koniec, bo idąc dalej ulicą Hlavną jest dalej magicznie:
Słup morowy (12)
|
Na pożegnanie z miastem zajrzeliśmy do TESCO, gdzie zakupiliśmy słowackie piwa: Zlatý Bažant, Staropramen czy Smädný mních (ceny szokowały - niezłe piwo można tu kupić już za 0,75 euro). Na Słowacji jest naprawdę tanio, dlatego nie ograniczaliśmy się w zakupach. Dokupiliśmy do tego słynne wafelki Fidorki i Studentską czekoladę (po dokładnym zbadaniu okazało się, że czekolada Studentska, jak i Fidorki są ta naprawdę wytworem producentów pochodzących z Czech - do tej pory nie byliśmy tego tak do końca pewni).
Przed nami widniał ostatni cel podróży po wschodniej Słowacji: Bardejów.
Bardejów to jedna z najcenniejszych środkowoeuropejskich enklaw gotyku i renesansu. Od 2000 r. znajduje się na liście UNESCO. System gotyckich fortyfikacji miasta należy do najlepiej zachowanych w całym kraju. Umocnienia tworzyły dwa pierścienie najeżonych basztami murów z fosą pośrodku, a później także barbakanami.
Największą atrakcją Bardejowa, oprócz świetnie zachowanych murów miejskich, jest rozległy, brukowany rynek. Szczerze powiedziawszy nigdy nie byliśmy na rynku tego typu. Rynek w mieście to ogromna przestrzeń, na środku której stoi ratusz - rdzawy budynek o spadzistym, ozdobionym pinaklami dachu i pięknym kamiennym ganku, uważany za pierwszą słowacką renesansową budowlę. I tylko ratusz. Żadnych mini sklepików, budek z łakociami, handlarzy tanimi pamiątkami. Po prostu plac pokryty kostką brukową, wyglądającą jakby pamiętała początki tego miasta. Dookoła tej ogromnej powierzchni rzędy kolorowych kamieniczek przykryte stromymi czerwonymi dachami. Większość kamieniczek ma gotycki rodowód, jednak ich fasady noszą ślady przeróbek wykonanych w stylu renesansowym, barokowym lub klasycystycznym. Średniowieczny klimat 100%! Pośrodku stoi ratusz, a na północnym krańcu monumentalny gotycki kościół św. Idziego zwieńczony strzelistym hełmem z wieżyczkami w narożach. Na tej 76 metrowej wieży znajduje się taras widokowy.
Planując wyjazd mieliśmy chytry plan, żeby zjeść w Bardejowie chyba jedno z najbardziej rozpoznawalnych dań Słowacji - Bryndzové halušky. Akurat była pora obiadowa, a w mniejszym mieście zawsze taniej. W kamieniczkach otaczających rynek nie było dużo restauracji serwujących jakiekolwiek jedzenie, ale w końcu udało nam się znaleźć miejsce, gdzie mogliśmy skosztować słowackiego przysmaku narodowego. Ponownie będąc zaskoczonymi cenami (porcja Bryndzové halušky - 3,65 euro) dostaliśmy na stół coś takiego:
Bryndzové halušky to kluski na bazie z ziemniaków połączone z bryndzą, czyli serem owczym i oczywiście okraszone skwarkami. Niby proste, ale naprawdę dało to świetny smak. Bryndza po rozpuszczeniu smakowała bardzo delikatnie. Bardzo polecamy to danie dla marudnych, dla których sery tego typu są po prostu gorzkie i pachną skarpetą. Dodatkowo danie to jest bardzo sycące.
Na tym zakończył się nasz wyjazd po Słowacji. Od Bardejowa było już tylko 20 km do granicy. Mijając znak witający nas w Polsce zawieszenie auta zaczęło mocniej pracować. Chyba to nie przypadek... Podsumowując przez trzy dni pokonaliśmy 1220 km. Po słowackich drogach nawet tego nie zauważyliśmy!
Na koniec podsumowanie kosztów naszego wyjazdu:
Nocleg
|
129,92 zł
|
Transport
- paliwo
- winieta na autostradę
|
337,80 zł
297,20 zł
40,60 zł
|
Zwiedzanie
- Jaskinia Vazecka
- Sucha Bela
- Kościół w Lewoczy
- Spiski Hrad |
93,38 zł
32,98 zł
12,80 zł
16,24 zł
32,48 zł |
Jedzenie
|
92,03 zł
|
Inne
|
61,60 zł
|
RAZEM
RAZEM na 1 os. |
714,73 zł
357,37 zł |
Informacje praktyczne (dla osób, które chciałyby wejść do któregoś z wymienionych muzeów):
Podziemne Muzeum Archeologiczne - godziny otwarcia: maj - wrzesień 10.00-18.00 (wtorek-niedziela); ceny biletów: dorośli - 0,90 €, dzieci - 0,5 €
Muzeum Wschodniosłowackie - godziny otwarcia: maj - październik 9.00-17.00 (wtorek-sobota), 14.00-18.00 (niedziela), listopad - kwiecień 9.00-17.00 (wtorek-sobota) 13.00-17.00 (niedziela); ceny biletów: dorośli - 2 €, studenci - 1 €, dzieci - za darmo
Muzeum Wschodniosłowackie - godziny otwarcia: maj - październik 9.00-17.00 (wtorek-sobota), 14.00-18.00 (niedziela), listopad - kwiecień 9.00-17.00 (wtorek-sobota) 13.00-17.00 (niedziela); ceny biletów: dorośli - 2 €, studenci - 1 €, dzieci - za darmo
0 komentarze